Kurhan : Wieża

Black Heavy / Poland
(2022 - Self-Released)
Mehr Infos

Lyrics


1. O WŁOS

Na grzbiet sobie wleź
Patrz, jak wielkiś jest
Aż ślina kapie z ust
I pada precz
Łeb zadzierasz wzwyż
Choć w dół cię ciągnie rzyć
Aż zlecisz na pysk,
Lecz nie przestaniesz śnić, bo

Przecież... Zawsze coś
Napędzało chęć, by
Wyjść gdzieś ponad siebie
Nieważne, czy jest gdzie

Tak więc jeszcze raz
Chociaż mały skok, by
By wychynąć z bajora
I dosięgnąć gron
W imię dawnych lat, gdy
Jeszcze ktoś je zna
Na tyle, by pamiętać blask
Lecz zapomnieć bat

Wyciągałeś dłoń
Po upragnione coś
A gdy miało być tuż
Znów minąłeś o włos

Jednak piana niesiona przez fale
Niesie tę krew, co przelał sierp
Więc może ziemia w ostatnim tchnieniu
Da jeszcze raz uciec zapomnieniu


2. CIAŁO GROBEM

Ócz pustych
Powłoka
A pustka
Głęboka

Nie człowiek
Skorupa
Skóra nawleczona na trupa

Jak to jest
Gdy ciało staje się
Grobem?
Nie do ujęcia słowem

W otchłań absurdu
Nienazwanych bzdur
Krok za krokiem
Rozpad w pół i w pół

Bez litości
Dla umysłu
Każde słowo
Niesie ból
Wątpliwości i cudzysłów
W rany ciągle
Żrącą sól
Gorzki jak
Zepsuta krew
Zatracenia haust

Człowieka cień, lament
Pusta łupina - niepamięć


3. OŚ

Patrzymy na świat
Nie po to, by go znać
Ale by wybrać z niego
Co daje nam żyć
I o ile tyczy się to
Organicznych dóbr
Instynkt przetrwania
Nie pęta nam rąk

Ale gdy wchodzimy w ten splątany gąszcz
Drzewa poznania rzeczy dobrych i złych
Gdzie metafizyką podlaliśmy świat
Oszukują wzrok odcienie szarości

Urojenie
Ksobne... Wyjaśnij, proszę
Czemu wolitywna siła
Potrzebuje cię do
Czegokolwiek?

Więc zagubieni
Szukacie drogi w gwiazdach
Jeśliś jest osią
Świata, to twój kompas własny
Nie ma prawa działać

To obłęd
Z rozedrganych strzępów
Układać szachy
Pana zastępów

Patrzymy na świat, spośród szumu, chwastów, plew
Wybieramy to, co wydaje się mieć sens
By z wyjątkowych wątków mozolnie pleść arrasy
Na chwałę zapomnieniu, gdy wszystko wokół czarne


4. SZPIK

Czy to jest sen? Bo uwierzyć nie mogę weń
Gdy w krynice mądrości szczają i srają te psy skundlone

Kołami historia się toczy
Zwichrowanymi przez wstrząsy
Lecz zanim się rzuci nam w oczy
Już tak rozedrgane jej pląsy
Że czasu brak by utrzymać takt, uprzedzić krok
Odmienić trakt na dziewiczy szlak, odskoczyć w bok

Więc z wszystkich słów wytryśnie błąd
I znów nie w przód - domkniemy krąg

Pod mułem gęstym od bredni toniemy
W tym szumie rojowiska niemi
Migrena i rozczarowania aż legniemy
Drętwi w płaskiej ziemi

Nawet
Nie otwieraj ust

Rozum jest stracony, brednie z każdej strony
Każdy fakt przemielony, przeżuty i wysrany
Powybierany z pereł gnój nieprzystojny
Wodolejstwem zasklepione wyrwy tak, by móc spokojnie
Naciągać resztki wiedzy pod swoje doktryny
Durną propagandą uzasadnić durne czyny

Wnet z wszystkich słów wytryśnie blef
I będzie wszystko prochem jak przed

Kołami historia się toczy
Zniekształconymi w rozpaczy
Wciąż mamy woli zbyt mało
By z kolein wyskoczyć się dało
Kręć kołem, historio
Kręć, kołem łam
Kręć kołem, historio
Kości łam


5. WIEŻA

W okrąg zaklęci
Zamulonych fal
Z piachu, co przybłędny
Usypaliśmy wał
Wieżą miał być rozum
Dalekowzroczną
Której tysiące oczu
Nigdy nie spoczną

Patrzcie, bałwany
Z głębi oceanu
Przyparte do ściany
Mienią się mirażami

Bo każe miłość własna
Mimo przeciwności
Wypatrywać śladów
Światła w ciemności
By ich nie uświadcząc
Życie brać z litości
Za poczęte z celem
A nie wygrane w kości

Straszliwa
Lawina
Przytłacza gmach

Paroksyzm
Zdumienia
Gdy wali
Się świat


6. W CIEMNOŚĆ

Ani jedna gwiazda
Ani błysk choć marny
Ani blask poświaty
Tylko przestwór czarny

Nie wiem - jak jest, i
Wiedzieć chyba nie chcę chcieć
Bo nawet świata toń gdy
Wyciągam dłoń faluje wnet
Na koniuszkach palców
Zimno, mrowiąc karci mnie
Badając - burzę, i
Ściągam neuronów burzy gniew

I na zawsze w ciemność
W nieodgadnioną noc
Bez woli w ciemnosć
Jedno, co czeka, to
Na zawsze ciemność
O której nawet nie wiesz, że
To wieczna ciemność
Bo już nie żyjesz, nie!

Gdy pada kolumn las
Na wzgórzu, pod ludzką ręką
To niebozgonu czas
Pro forma chcesz uklęknąć?

My umieramy wiedząc
Tyle, co rodząc się
Z tej suchej skały
Ni kropli, ani skryć się gdzie
Co to za szlak?
Co to za kompas, który wszędzie mając
Północ, i tak
Prowadzi w jedno miejsce nas

Na zawsze w ciemność
W nieodgadnioną noc
Bez woli w ciemność
Jedno, co czeka, to
Na zawsze ciemność
O której nawet nie wiesz, że
To wieczna ciemność
Bo już nie żyjesz, nie!

Chcą jednym prostym chwytem pokonać gniew
Istoty potrafiącej niwecz obrócić w rzecz
Przecież nie poznasz nigdy swej przyczyny
A wyjaśnienia to gówno i szczyny


7. ZEW

Chcę myśleć że
Z daleka, powoli zbliżasz się
Ale wiem
Że jesteś tuż
Za drzwiami gdzieś
A może na ramieniu
O włos od skóry
Czaisz się

Słyszę twój głos
On woła mnie
Jakby z oddali
A przecież bliskoś jest
Wiecznie wymykasz
Się z moich rąk
Niemal cię chwytam
A ty uciekasz wciąż
Kiedy z tych cieni życia
Wyłonisz się
I oprócz siebie
Wciągniesz w nie mnie?

Nie trza zasadzek
Bo każda ścieżka wiedzie tam
Gdzie pośród drzew
Pod płytą ciętych skał
Czekasz wspomnieniem
Zimnym i budzącym dreszcz
Że to, co znam
Przez chwilę tylko jest

Słyszę twój głos
On woła mnie
Niby z oddali
A przecież twoja noc
Jest na krok

Dopiero dech
Twój gęsty dech
Na ramieniu
Bym wiedział że
Nagłe momenty
Coraz rzadszych chwil
Jak bolesny wyrzut
Każesz docenić życia
Gorzki smak


8. OSTATNIE DNI

Jak wśród najsłodszych chwil goryczy łza gdzieś zawsze lśni
Tym przykrym blaskiem żalu przyszłych dni, co nie będzie ich
W odmęt zdrętwienia i głupoty wir wpadłszy, to nic
Nas czeka raczej, niż te piękne sny, co miały być

A póki co, ku światłu
Tęsknimy jeszcze
Wystawieni do wiatru
Nie oczyszczą nas deszcze

Minęły już najdłuższe dni, może jeszcze chcesz śnić, lecz gdy
Sześćset tysięcy słońc wciąż lśni, świeci ci w pysk
Historia śmieje się rechotem tłustych świń w bajorze
I zadusi je za moment czarny dym cisnący łzy

Czy to ostatnie dni?
Nawet jak tak, to nic!

Powidoki negacji
W pełnym blasku słońca
Ostatnie drżenie tłumią
Wyrzynają do końca

Lyrics geaddet von czeski21 - Bearbeite die Lyrics