
Jarun : Sporysz

Letras
1. SPORYSZ
Siej!
W odmęty ziemi sypnij senne ziarna
Niech się nasycą prochami umarłych
Niech piją ciemnych wód zwodnicze szepty
Z nabrzmiałych śmiercią czarnych skib bezczasu
Patrz!
Jak się ku światłu pędy rwą zielone
Jak się w ich żyłach rozlewa trucizna
Jak wokół łodyg wije wonny obłęd
Jak się krwią słońca napełniają kłosy
Śnij!
I pośród nocy najczarniejszych westchnień
Gdy w krew wnikają księżyca korzenie
Zatrzymaj oddech, ucisz serca bicie
Czekaj aż przyjdzie czas cichego żniwa
I koś!
Niech się pokotem kładą łany myśli
Niechaj padają pośród słońc szelestu
I wrzuć je w ogień niech sczezną w nicości
Niech się przebudzą otchłanie szaleństwa
A gdy już krzyk się zamieni w popioły
Zmieszaj je z łzami i krwią z żył otwartych
I podaj światu w ostatniej wieczerzy
A potem odejdź otulony w spokój
I idź samotnie
Nie patrząc za siebie
Bo tam się pleni
Zielone szaleństwo
I wędruj w ciszy
Pod stygnącym słońcem
Bo tam za tobą
Tylko świat i plewy
2. POWIDOKI
Spojrzałem w otchłań zimy
I wzrok jej spoczął na mnie
I odblask słońc lodowych
Srebrne rozpalił pieśni
W zamkniętych oczu przestrzeń
I pod powieki czasu
Ogień się wdarł i drzewa
I zastygł świat wiecznością
Ziemi ustało tętno
I ucichł lasu oddech
I wsiąka w śniegi czasu
Krew słońca zmierzchem ścięta
Mgławice czarnych skrzydeł
Gawronów mleczna droga
Jak wstęga w szarość niebios
Rzucona wiatru tchnieniem
I rwie się z ziemi gwiazda
Zielonym czubkiem jodły
Do słońc, co karmią ciszą
Do serc rażonych smutkiem
W źrenicach powidoki
Zim, co tak wiele przeszło
Lecz każdy płatek śniegu
Wciąż widzę po raz pierwszy…
3. JESIEŃ WIECZNOŚCI
Jesień wieczności
Rozszczepiło się światło
Ogień i wiatru szepty
I pod kopułą świtu
Powietrze jak westchnienie
I coraz niższe niebo
I coraz krótszy sen
Rozsypały się myśli
Kruche jak martwe liście
I blask nad horyzontem
Wyblakły jak modlitwa
I coraz cichsze pieśni
I coraz dalszy brzeg
Rozstąpiły się góry
Przecięte wiatru strugą
I ból się w popiół rozwiał
Jak krwi jesiennej rdza
I życie coraz dalej
I coraz bliższy lęk
Piorunem łza zastygła
I zaśpiewały drzewa
A słowa jak niepamięć
Jak skamieniałe mgły
I wieczność coraz krótsza
I coraz dłuższa śmierć
4. WICHRY
Westchnęło zmierzchem niebo
Pękły srebrzyste tamy
I runął wichru potok
Splątany oddech pustki
I zapadł między dęby
Wplótł się w konary mroku
I głowę mi omotał
I rozkołysał sny
I ciszę wtłoczył w serce
Żałobnych liści wirem
I pieśni na nich wyrył
Nabiegłe krwią jesieni
I w oczy sypnął srebrem
Oślepił nocy łkaniem
Zamiecią gwiazd samotnych
Zdmuchniętych z firmamentu
Jak teraz mam powrócić
Gdy znikły świata strony
Twarz muska mroku skrzydło
A może to śnieg pierwszy?
Jak siebie nie zatracić
Gdy ogniem jesień szepcze
Na skroniach moich składa
Koronę nocnych pieśni
Jak jednym z was pozostać
I świata się nie wyrzec
Gdy serce wichrów pełne
I bogom waszym równe…
5. SNY JAK ZIEMIA, SNY JAK RZEKA
Znów w ogień zapatrzony
Znów spalam świat by zasnąć
Przeliczam gwiazd kamienie
Oczy przesłaniam światłem
I znów zastyga wieczór
Rozpaczą kończy lato
I znów drapieżne niebo
Przeczucia wsącza w oddech
I wiem, że w mrok odejdę
Gdy przyjdzie zmierzch kolejny
Rozpłynę w lipy cieniu
W powietrzu złota pełnym
W makowych snach bezdźwięcznych
Co kurzem pól wirują
W widmowych ciem trzepocie
Jak serce rozedrganych
W żółtych wrotyczu słońcach
Gdzie miód i ból i gorycz
Gdzie jeszcze tli się cisza
Wspomnieniem samotności
W snach, co jak rzeka płyną
Przez cichych traw przestrzenie
W snach, co jak ziemia milczą
Gdy dłonie w niej zanurzam
I chyba jednak śpię już
Bo znowu widzę ciebie
Lecz nie wiem, czy to sen mój
Czy śnię się śmierci swojej
6. MALOWANY OGIEŃ
Gdzie szukać słów uśpionych, gdy ognie już pogasły
Gdy deszcz już zstąpił z nieba na czarnych chmur rydwanie
Wyrzekłem jedno słowo i odtąd będę milczał
I w dłoniach twarz ukryję, by wieczność znów przeczekać
Znów świt i znowu jesień i znowu serce puste
Po niebie ciągną klucze wyblakłych dawno wzruszeń
I tylko cisza płynie w zastygłym w ból powietrzu
I tylko oddech stygnie wplątany w mgieł odmęty
Na czarnych snów powierzchni płoną okręty liści
W ostatnią niosą podróż wyblakłych tęsknot cienie
To, czego znać nie chciałem, kim zostać nie zdążyłem
I drzewa, zawsze drzewa, wyrosłe w pyle serca
Chciałbym je namalować nim znowu w mit odpłyną
Nim w iskrach gwiazd ulecą ku bezruchowi nieba
Pożogę w sercu wyryć, na skroniach znak wypalić
I słowo wyrzec drugie, świat ogniem wymalować
Ogniem jak ziemia czarnym, jak noce z gwiazd wyzute
Zielonym jodeł szumem i liści samotnością
I białym jak sen ziemi uśpionej mrozu szeptem
Czerwienią krwi płonącym, trzeszczącym w żył korzeniach...
Ledras adicionadas por czeski21 - Modificar estas letras
