Furia (PL) : Martwa Polska Jesień

Letras


1. NADE MNĄ MGŁA

Leżę tam pod deszczem,
W krzyż ramiona z ciałem układam,
Pode mną łoże szeleszcze,
Z ptaków figury do lotu się składam...

Krzyki doniosłe o niebo wrzucam,
Nie wiem o co, lecz z przyjemnością,
Ale nawet drzazgi nie włożę tam echem
W mur szary niezmącony ludzkością...

Nade mną mgła tuż na sercu się kładzie,
Gęstą trupią bielą życia wypełnia,
Członki zrodzone me lekkością wiedzie
I do lotu nad górami unosi...

I wnet oczy otwarte ze żółkłymi liśćmi
Martwymi loty moje podniebne równają
Z ziemią znów jednością stają się kości,
Zapadam się by znów być początków krainą...

Wracam...


2. DZIEŃ CZARNY, NOC CZARNA

Półmrok, czerń, szary śpiew,
Spływa dzień, krąży krew.
Blady świt, w płucach mgła,
Ziemi kwiat, śmierci znak.

Gdy pchnięty czas okręgi zaczął toczyć,
Kiedy oddech słaby z wiatrem porwał,
A o otwartą dłoń uderzyć nie śmiał
Było tak, jak chciał, w blasku dnia.

Dzień wtedy nie wstał...
To noc go tam uniosła
Głębiej w życiu zmoczona,
Intensywniej śmierdząca...

On czarny,
Tchnieniem każdym kolejnym
Przenikał okręgu krwi wstęgi,

Ona czarna
Bielą ciepłą wybrała życie w jednym i śmierć...

Płynie czas, wilgoć trwa,
życia blask cicho gra.
Tyle lat, siebie wrak,
Ziemi kwiat, śmierci znak


3. KREW W KOLORZE BURSZTYNU

Życia w przeszłości zastane
Karmią się chwilą zamkniętych oczu
Z szelestem liści sny rysowane
Które nigdy wyśnione nie będą.
Obietnica uniesionych powiek,
To czerń nieba burzy błyskiem tkana.
Spójrz w dół! Ziemia pięknem umarłym,
Ogniem bez żaru usłana.
A krew w kolorze bursztynu...
A ogień w kolorze bursztynu...

Tworzenie pięknego zaczątku genialnego upadku
Krwią szyje ziemię, ciało ideą rozpruje,
Goi rany myśli, stała obietnica najpiękniejszej samotni.

Powietrze gęste od krzyku, szeptu,
Oddechu głębokiego, od słów pełnych siły,
Choć z ust bez uśmiechu zrodzone.
A krew w kolorze bursztynu...
A ogień w kolorze bursztynu...

Rysują linie papilarne,
Których nie zmyją trzy pory roku.
A mgła w kolorze bursztynu...


4. ŚLEPYCH DZIEŃ

Ciała ich gołymi rękami otworzyć,
Dłonie i ramiona w ich wnętrza utopić,
Tętniące żywot sieci z nich wyszarpać
I prawości tych zawiłość rwaniem rozplątać.

Ciała ich złamane całą siłą rzucić
I twarze w ziemię jałową posadzić,
A śliną od ksiąg wiecznych żółtą ich ochrzcić,
Już z morzem ich krwi w nowy świat zmienić.

Morzem nieskończonym donikąd płynąć,
Głód trupem wciąż nowym, świeżym zastępować
Kroplą szarą szaleństwem płynącą poić
I ze wzgardą słońcem nieskuszoną konać!


5. NA SWYM CIELE HISTORIĘ MĄ PISZĘ

W bladej skórze bursztynowe topią ostrze,
Białym okiem za płynnym ruchem swym wiodą,
Brudne, żarem jasnym nie pali a rozedrze
Z życia już gnijącego jedną chociaż kroplę.

Dźwięki...
Dzwony...
To usta przerażone,
Krzyki nieme...

Cienie...
I blaski...
To oczy strachu...
Chaosu szczeliny...

Nie było mnie tu... jestem... nie będzie...

Literami czerwonymi na czystej niegdyś karcie
Prawa i przykazania swe na bycia czas kładę,
By z ciałem martwym w ziemię uderzyły
W proch miażdżąc kolejną fałszywą księgę!

Przeszłości i przyszłości ślepiec nie widzi,
Co sam oczy wydrapał, czy w łonie matki stracił,
Tylko na ciele swym historię mą piszę
By łatwiej zamknąć było kolejną fałszywą księgę!


6. IDZIE ZIMA

Płaty skóry od ciała swego odrywam. Rzucam.
Żółć. Idzie zima.

Ostatnie krople deszczu milczeniem żyła oplata.
Czerwień. Idzie zima.

Kości me złamane ciskam. Z wiatrem tańczę.
Biel. Idzie zima.

Bladość twarzy mojej w biel się zmienia.
Czerń. Idzie zima.

Przed ciszą wieczną spokoju chwila.
Idzie martwa polska zima!

Ledras adicionadas por error_23 - Modificar estas letras