
Forteca : Żołnierz Polski - Słońce Września

Lyrics
DISC 1
1. INTRO
(Instrumental)
2. BAGNET NA BROŃ
Bagnet na broń
Kiedy przyjdą podpalić dom,
ten, w którym mieszkasz - Polskę,
kiedy rzucą przed siębie grom
kiedy runą żelaznym wojskiem
i pod drzwiami staną, i nocą
kolbami w drzwi załomocą -
ty, ze snu podnosząc skroń,
stań u drzwi.
Bagnet na broń!
Trzeba krwi!
Są w ojczyźnie rachunki krzywd,
obca dłoń ich też nie przekreśli,
ale krwi nie odmówi nikt:
wysączymy ją z piersi i z pieśni.
Cóż, że nieraz smakował gorzko
na tej ziemi więzienny chleb?
Za tę dłoń podniesioną nad Polską-
kula w łeb!
Ogniomistrzu i serc, i słów,
poeto, nie w pieśni troska.
Dzisiaj wiersz-to strzelecki rów,
okrzyk i rozkaz:
Bagnet na broń!
Bagnet na broń!
A gdyby umierać przyszło,
przypomnimy, co rzekł Cambronne,
i powiemy to samo nad Wisłą.
(Władysław Broniewski)
3. KATYŃ
Tej nocy zgładzono wolność
W katyńskim lesię...
Zdradzieckim strzałem w czaszkę
Pokwitowano wrzesięń.
Związano do tyłu ręce,
By w obecności kata
Nie mogła ich wznieść błagalnie
Do boga i do świata.
Zakneblowano usta,
By w tej katyńskiej nocy
Nie mogła błagać o litość,
Ni wezwać znikąd pomocy.
W podartym jenieckim płaszczu
Martwą do rowu zepchnięto
I zasypano ziemią
Krwią na wskroś przesiąkniętą.
By zmartwychwstać nie mogła,
Ni dać znaku o sobie
I na zawsze została
W leśnym katyńskim grobie.
Pod śmiertelnym całunem
Zwiędłych katyńskich liści,
By nikt się nie doszukał,
By nikt się nie domyślił
Tej samotnej mogiły,
Tych prochów i tych kości ś
Świadectwa największej hańby
I największej podłości.
- - -
Tej nocy zgładzono prawdę
W katyńskim lesię,
Bo nawet wiatr, choć był świadkiem,
Po świecie jej nie rozniesię...
Bo tylko księżyc niemowa,
Płynąc nad smutną mogiłą,
Mógłby zaświadczyć poświatą
Jak to naprawdę było...
Bo tylko świt, który wstawał
Na kształt różowej pochodni
Mógłby wyjawić światu
Sekret ponurej zbrodni...
Bo tylko drzewa nad grobem
Stojące niby gromnice
Mogłyby liści szelestem
Wyszumieć tę tajemnicę...
Bo tylko ziemia milcząca,
Kryjąca jenieckie ciała,
Wyznać okrutną prawdę
Mogłaby ś gdyby umiała.
- - -
Tej nocy sprawiedliwość
Zgładzono w katyńskim lesię...
Bo która to już wiosna?
Która zima i jesięń
Minęły od tego czasu,
Od owych chwil straszliwych?
A sprawiedliwość milczy,
Nie ma jej widać wśród żywych.
Widać we wspólnym grobie
Legła przeszyta kulami ś
Jak inni ś z kneblem na ustach,
Z zawiązanymi oczami.
Bo jeśli jej nie zabrała,
Nie skryła katyńska gleba,
Gdy żywa ś czemu nie woła,
Nie krzyczy o pomstę do nieba?
Czemu ś jeśli istnieje ś
Nie wstrząśnie sumieniem świata?
Czemu nie tropi, nie ściga,
Nie sądzi , nie karze kata?
- - -
Zgładzono sprawiedliwość,
Prawdę i wolność zgładzono
Zdradziecko w smoleńskim lesię
Pod obcej nocy osłoną...
Dziś jeno ptaki smutku
W lesię zawodzą żałośnie,
Jak gdyby pamiętały
O tej katyńskiej wiośnie.
Jakby wypatrywały
Wśród leśnego poszycia
Śladów jenieckiej śmierci,
Oznak byłego życia.
Czy spod dębowych liści
Albo sosnowych igiełek
Nie błyśnie szlif oficerski
Lub zardzewiały orzełek,
Strzęp zielonego munduru,
Kartka z notesu wydarta
Albo baretka spłowiała,
Pleśnią katyńską przeżarta.
I tylko pamięć została
Po tej katyńskiej nocy
Pamięć nie dała się zgładzić,
Nie chciała ulec przemocy
I woła o sprawiedliwość
I prawdę po świecie niesię
Prawdę o jeńców tysiącach
Zgładzonych w katyńskim lesię.
(Marian Hemar)
4. OKOP
Czarna kawa, czarny chleb
Co dzień to powtarza się, przenika mnie
Wspomnieniami wracam wstecz
Czy to znowu będę mieć, czy też nie
Gdy o świcie oczy otwarłem widzę to wszystko znów
Serce i krew bohatera, a po śmierci zaginie słuch
Chciałem krzyczeć - brak mi tchu, chciałem płakać - brak mi łez
Moje serce chce powrotu, lecz powinność tutaj jest
Czarna kawa, czarny chleb...
Teraz mym domem jest okop, a rodzina bracia krwi
Nieraz myślę o przyszłości, co przyniesię jutro dzień
Jestem myślą z ma jedyna, to pozwala mi tu żyć
Lecz Ojczyzna mnie tu wzywa i tu dla niej muszę być
Lecz dopóki sztandar w górze
Ta bitwa nie skończy się!
Nasz naród prędzej zginie
Niż miałby poddać się!
Czarna kawa, czarny chleb...
Rusza do boju żołnierze, ja w okopie czekam na rozkaz
Czarne myśli w głowie łopoczą w boju rogu rozchodzi się rozkaz
Rozkaz pada, ruszamy w pole, świt już w pełni a okop w tyle
Kula w piersi skończyła rozdział, myśli ulatują jak barwne motyle
Lecz dopóki sztandar w górze
Ta bitwa nie skończy się!
Nasz naród prędzej zginie
Niż miałby poddać się!
5. ORZEŁ BIAŁY
Ciężko ranny w boju chwały i zbroczony w boju krwią.
W petach leży orzeł biały jęczy nad niedola swa.
Ciemne bory gęsty las szumiąc powtarzają wraz.
Orle powstań z więzów nam! Orle wleć nad polski łan!
Bo na polskiej ziemi zgroza, a w jej synach zemsta wre.
Złota wierzba biała brzoza opuściły liście swe.
I z jego grobowych dum powtarzają liści szum.
Orle powstań z więzów ran! Orle wleć nad polski łan!
A pod strzecha polskiej chaty dzieciom zwisła twarda dłoń
I w żałobach nasze matki, troska im zorała skroń.
I w żałosny kajdan brzęk miesza się tłumiony jęk:
Orle powstań z więzów ran! Orle wleć nad polski łan!
O! Wy, Tatry! Wieczne grody! Osłonięte siwą mgłą...
Z wierzchu lecąc plączą wody, gdy wokoło burze wrą.
Kiedy piorun bije w głaz, wiatr i potok huczą wraz.
Orle powstań z więzów ran! Orle wleć nad polski łan!
Orzeł! Polski orzeł! a ty Polski sztandar w górę wznieś!
6. APEL POLEGŁYCH
Za krew, za krew i honor
Za krew i honor naszych braci
Wypijmy, wypijmy kielich
Wypijmy kielich ich rozpaczy
By pamięć pozostała, by trwała razem z nami
Tylko my - dzieci Polski, historie pamiętamy
Do boju, do boju bracia
By śmierć nie mogła po nas przyjść
Karabin, karabin w rękę
Karabin w rękę pora już tam iść
Walczcie, walczcie bracia
By nie zhańbić polskiej krwi
Bierzcie przykład z naszych przodków
By jak oni moc do boju iść
Bez karabinu, z krzyżem na piersi
Stawili czoła stalowej bestii
Żadne medale, żadne nagrody
Żadne nazwiska, żaden ślad po nich
Do boju, do boju bracia
By śmierć nie mogła po nas przyjść
Karabin, karabin w rękę
Karabin w rękę pora już tam iść
Niech żyje wolna Polska
Niepodległa i suwerenna
Nasi bracia o nią walczyli
Sprzedali krew, życie poświecili
Nasi żołnierze poszli do boju
Abyśmy mogli żyć w pokoju
A teraz, wszystko jest dziwne
Brak jest poświeceń, brak wiary w życie
Do boju, do boju bracia
By śmierć nie mogła po nas przyjść
Karabin, karabin w rękę
Karabin w rękę pora już tam iść
Walczcie bracia moi
Aby zerwać łańcuch niewoli
Który oplatał naszą wolność
Który obudził naszą nienawiść
My słowiański ród jesteśmy
Przez wieki pod zaborami
W końcu mamy wielką siłę
I zerwiemy kajdany!
Do boju, do boju bracia
By śmierć nie mogła po nas przyjść
Karabin, karabin w rękę
Karabin w rękę pora już tam iść
7. GNIEW
Gniew - bez przebaczenia
Bez litości, bez
Gdy ruszam do walki strach opuszcza mnie
Krwią schlapany mundur dodaje mi sił
Kroczę polem bitwy, śmierć mym towarzyszem
Świt czarnego słońca, ziemia pełna krwi
Serce mej ciemności prowadzi ma dłoń
Order zwycięstwa - będę go mieć
By zniszczyć wroga i zdeptać na proch
Ta nienawiść w duszy i czyste zło
Wolę spłonąć niż odejść w cień
Śmierć lepsza od hańby
Śmierć lepsza od hańby
Ja to wiem
...
A nasi wrogowie umykają jak szczury
My idziemy naprzód, nic nas nie zatrzyma
Nasze wojska wszędzie to zemsta sprawiedliwa
Nie ma w nas strachu jest tylko nienawiść
Ona pcha do przodu, aby wroga zabić
Płoną czarne ognie, to ogień oczyszczenia
Dla Niemca tylko śmierć, nigdy przebaczenie
Łączmy się bracia
Na polach wszystkich bitew
Bronimy naszej Polski
Nawet butem w twarz
8. ŻOŁNIERZ POLSKI
Ze spuszczoną głową powoli
Idzie żołnierz z niemieckiej niewoli
Dudnią drogi, ciągną obce wojska,
a nad nimi złota jesięń polska
usiadł żołnierz pod brzoza u drogi,
opatruje obolałe nogi.
Jego pułk rozbili pod Rawa,
a on bił się, a on bił się krwawo
Szedł z bagnetem na czołgi żelazne,
ale przeszły, zdeptały na miazgę.
Pod Warszawa dal ostatni wystrzał,
potem szedł. Przez ruiny. Przez zgliszcza.
Jego dom podpalili Niemcy!
A on nie ma broni, on się nie mścił...
Hej, ty brzozo, hej ty brzozo - płaczko,
smutno szumisz nad jego tułaczką,
Bo ja jestem żołnierz polski
Kiedyś z braćmi broniłem Ojczyzny
Teraz stary i zapomniany
Na ziemi, ciele rany
Bo ja jestem żołnierz polski
Kiedyś z braćmi broniłem Ojczyzny
Teraz stary i zapomniany
Na ziemi, ciele blizny
Opłakujesz i armie rozbita,
i złe losy, i Rzeczpospolita...
Siędzi żołnierz ze spuszczona głową,
zasłuchany w te skargę brzozowa,
bez broni, bez orla na czapce,
bezdomny na ziemi-matce
Bo ja jestem żołnierz polski
Kiedyś z braćmi broniłem Ojczyzny
Teraz stary i zapomniany
Na ziemi, ciele rany
Bo ja jestem żołnierz polski
Kiedyś z braćmi broniłem Ojczyzny
Teraz stary i zapomniany
Na ziemi, ciele blizny
(Władysław Broniewski)
9. PAMIĘCI GOLDENA
Śmierć się z tobą napiła
Napiła się z tobą śmierć
Mało wytrawnego wina
Marki sam pędzę
Gdy już coś przetrawiła
Poczuła dziki chłód
Wywlokła cię na mróz
Przestałeś w żyłach krew czuć
[Chorus]
Żyłeś chwilą żyłeś z nami
Golden my Ciebie pamiętamy
Mróz morderca syn śmierci
Uchodzi swobodnie tuż
Nie ma dowodów zbrodni
Leżysz ty i twój nóź
Śnieżną kołdrą przyodziany
W szczękościsku swych ust
Zakuty w lodowe kajdany
Czy to koniec już
Niema Ciebie już wśród nas
Niema nas wśród Ciebie już
Lecz na parkowej ławce
Siędzimy my i Twój duch
W imię twojej pamięci
Wyciągamy nóź
Otwieramy butelkę
Wina z czarnych róż
[Chorus]
DISC 2
1. MIAŁEŚ TYLKO KARABIN
Miałeś tylko karabin, przy pasię granaty,
Sześć ładownic nabojów i bagnet na broni,
Bunkrami twymi były tylko chłopskie chaty,
Nie miałeś takich fortec, jakie mieli "oni".
Nie miałeś setek armat, tanków, samolotów,
Na czołg szedłeś z granatem, z butelką benzyny.
Nie w okopach z betonu, a wśród wiejskich płotów
W wieniec sławy wplatałeś nowe wielkie czyny.
Dziś leżysz gdzieś samotnie, w cichym polnym grobie,
Lecz w aureoli sławy, niczym król w purpurze,
Bo jeszcze żaden żołnierz nie był równy tobie,
I świat ci cześć oddaje, poległy piechurze!...
Bo żeś miał mężne serce, wiarę w słuszność sprawy,
Za którą walczyć szedłeś na swych ziem granice,
Dla której w bój poszedłeś, zażarty i krwawy,
W dym prochu, łoskot strzałów, ognia błyskawice.
Przed atakami czołgów, a za schron lotniczy
Miałeś, polski piechurze, tylko drzew korony...
Dziś leżysz gdzieś samotnie, w cichym polnym grobie,
Lecz w aureoli sławy, niczym król w purpurze,
Bo jeszcze żaden żołnierz nie był równy tobie,
I świat ci cześć oddaje, poległy piechurze!...
Miałeś tylko karabin, przy pasię granaty,
Sześć ładownic nabojów i bagnet na broni,
Bunkrami twymi były tylko chłopskie chaty,
Nie miałeś takich fortec, jakie mieli "oni".
Nie miałeś setek armat, tanków, samolotów,
Na czołg szedłeś z granatem, z butelką benzyny.
Nie w okopach z betonu, a wśród wiejskich płotów
W wieniec sławy wplatałeś nowe wielkie czyny.
Ilu z was śpi dziś w polu, jeden Pan Bóg zliczy...
Bo umierać umiałeś, śmierci oko w oko
Patrzeć z zimną pogardą i bez chwili lęku.
I gdy cię wroga kula zraniła głęboko,
Nawet w obliczu zgonu nie wydałeś jęku.
2. FORTECA
Wsłuchaj się w wiatr, co po świecie niesie
O bitwach, zwycięstwach chyba już wiecie
O polskich żołnierzach walecznych i rycerskich
O Polskim narodzie walczącym na świecie
Walcz o swój kraj z podniesionym czołem
Byś mógł powiedzieć dziś, że tu się urodziłem
Byś pamiętał to, co nam dano, a dano nam historie
Historie krwią oblaną
Forteca , Forteca ostatni bastion polski!!
Powiedz mi powiedz, czy pamiętasz wrzesień
Ziemia pełna krwi zapach śmierci niesie
Były alarmy, były bomby, strzały
I martwe dzieci lezące z bagnetami
Ginęły setki tysięcy żołnierzy
Miliony cywilów, lecz cywil był żołnierzem
To oni właśnie historie nam dali
A dali nam historie historie krwią oblaną
Forteca , Forteca ostatni bastion polski!!
Arbeit macht frei ze niby praca czyni wolnym
Wcisnęli taki mit, ludziom wojny
Obozy koncentracyjne, lagry, przymusowe prace
W mieszance nacji głodni Polacy
Za naszych matek cierpienia i za bole
Rozprujemy w naszych sercach kule
Forteca , Forteca ostatni bastion polski!!
3. ELEGIA O CHŁOPCU POLSKIM
I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc,
i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut zło.
Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.
Czy to była kula, synku, czy to serce pękło ?
Oddzielili cię, syneczku, od snów, co jak motyl drżą,
haftowali ci, syneczku, smutne oczy rudą krwią,
malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg,
wyszywali wisielcami drzew płynące morze.
I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc,
i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut zło.
Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.
Czy to była kula, synku, czy to serce pękło ?
Wyuczyli cię, syneczku, ziemi twej na pamięć
gdyś jej ścieżki powycinał żelaznymi łzami.
Odchowali cię w ciemności, odkarmili bochnem trwóg,
przemierzyłeś po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg.
(K.K. Baczynski)
4. SŁOŃCE WRZEŚNIA
Wrócę do Polski, i znów będą wrześnie,
będą spadały z drzew grusze i śliwy,
w niebo popatrzę i będzie boleśnie:
pod słońcem września nie będę szczęśliwy.
To słonce stało ponad horyzontem,
błogosławiące wrogim samolotom,
to słońce biło nas żelaznym frontem,
dział hukiem, czołgów złowrogim łoskotem.
A czołgi w bagnach wyschniętych nie grzęzły,
szły armie, szybsze niźli polski piechur,
bomby waliły w kolejowe węzły,
płonęły miasta, rzucane w pośpiechu,
szli Niemcu...
Któż to niegdyś wstrzymał Słońce?
Czemu nie zgasło nad warszawską bitwą?
Ono świeciło- okrutne palące-
w oczy żołnierza, który trwał i wytrwał.
Słońce wspaniałe!... Słońce nad Warszawą,
nad Westerplatte, nad Helem, nad Kutnem,
wschodzące krwawo, zachodzące krwawo,
nie nasycone widokiem okrutnym!
O słonce! Słońce września! Miną lata,
zdeptany będzie przez Prawo łeb węża
może we wrogu odnajdziemy brata,
może sercami będziemy zwyciężać,
może tak będzie... Ale słońce Września,
dni naszej chwały i krwi, i cierpienia,
przeklęte będzie w legendach i pieśniach,
aż nowe wzrosną po nas pokolenia.
5. CHORAŁ
Z dymem pożarów, z kurzem krwi bratniej,
Do Ciebie, Panie, bije ten głos,
Skarga to straszna, jęk to ostatni,
Od takich modłów bieleje włos.
My już bez skargi nie znamy śpiewu,
Wieniec cierniowy wrósł w naszą skroń,
Wiecznie, jak pomnik Twojego gniewu,
Sterczy ku Tobie błagalna dłoni
Ileż to razy Tyś nas nie smagali
A my, nie zmyci ze świeżych ran,
Znowu wołamy: "On się przebłagał,
Bo On nasz Ojciec, bo On nasz Pan!"
I znów powstajem w ufności szczersi,
A za Twą wolą zgniata nas wróg,
I śmiech nam rzuca, jak głaz na piersi:
"A gdzież ten Ojciec, a gdzież ten Bóg?"
I patrzym w niebo, czy z jego szczytu
Sto słońc nie spadnie wrogom na znak -
Cicho i cicho, pośród błękitu
Jak dawniej buja swobodny ptak.
Owóż w zwątpienia strasznej rozterce,
Nim naszą wiarę ocucim znów,
Bluźnią Ci usta, choć płacze serce;
Sądź nas po sercu, nie według słów!
O! Panie, Panie! ze zgrozą świata
Okropne dzieje przyniósł nam czas,
Syn zabił matkę, brat zabił brata,
Mnóstwo Kainów jest pośród nas.
Ależ, o Panie! oni niewinni,
Choć naszą przyszłość cofnęli wstecz,
Inni szatani byli tam czynni;
O! rękę karaj, nie ślepy miecz!
Patrz! my w nieszczęściu zawsze jednacy,
Na Twoje łono, do Twoich gwiazd,
Modlitwą płyniem jak senni ptacy,
Co lecą spocząć wśród własnych gniazd.
Osłoń nas, osłoń ojcowską dłonią,
Daj nam widzenie przyszłych Twych łask,
Niech kwiat męczeństwa uśpi nas wonią,
Niech nas męczeństwa otoczy blask.
I z archaniołem Twoim na czele
Pójdziemy potem na wielki bój,
I na drgającym szatana ciele
Zatkniemy sztandar zwycięski Twój!
Dla błędnych braci otworzym serca,
Winę ich zmyje wolności chrzest;
Wtenczas usłyszy podły bluźnierca
Naszą odpowiedź: "BÓG BYŁ I JEST!"
6. ISTNIENIE TO MROK
(Instrumental)
Lyrics geaddet von czeski21 - Bearbeite die Lyrics
