Forest Whispers : Arkany Zniewolenia
Las palabras
1. ODRZUCONY PROROK
Wyżera mnie ciemność, topię się w nicości
By zerwać całun czerni z oczu, milczenie z krtanie
Zapadam się w bezwładność, drętwieje w agonii
Gnić będę, padliną, zimnym mięsem się stanę
Gehenna jak sępy, rozrywa mnie na części
Je powoli, jeszcze żywego
Odrywa mięsnie od kości, skórę od mięsa
W pustym ciele, powłoce spętanego ducha
Słowa toną w gardle, dłonie chwytają gwiazdy
Dusza rozrywa ciało na drzazgi, uchodzi
Mgła przesłania źrenice, bieleją wargi
Z ulgą odchodzi cierpienie, ból, istnienie
Spoczywam w cmentarzu oplutej prawdy
Otulony wieczną nocą
Nie na krzyżu, a w ogniu - spłonąłem
Wyklęty, lawiruje wśród gwiazd
Ze zgliszcz, odchodzę ku ścieżce wolności
2. PROFANACJA PARADYGMATÓW
Czerń duszy, okowy ciemności
Wejrzałem w jej otchłań, zawładnęła mną
W ostępy bezkresu popychając
Na ścieżkę jedynego światła, mrocznego blasku
Mijałem tysiące gwiazd, istnień mnogość
Korytarzami istnienia podróżując
Zewsząd szepty dawnych istnień słyszałem
Prawdy nie doświadczając
Ów mrok, czerń niezmącona
Majestatyczna i nieodgadniona
Ścieżką moją przez nicości bezkres
3. ZEMSTA WZGARDZONYCH
Podziemne groby rozbłyskiwały
Rozgrzanymi piecami
Wieki była kuta stal
Rozjutrzone cienie ostrzyły brzytwy
Do czasu, gdy rogi zagłady
Triumfowały ciężką jak ołów wieścią
Nadszedłem, kiedy zbywaliście mnie
W paraliżującym lęku
Zerwałem pęta ciszy
I grzmot przeszył bezkresne ciemności
Gniew rozdarł horyzont
Niebo naznaczyły iskry
Piekielnych płomieni
Nieokiełznane wichry rozwiały
Śnieżnobiałą mgłę
Rzeki wzburzyły się czerwienią
Powstała zniewolona milczeniem
Wieczna potęga
Odrazą przesiąknięty Sąd Śmiertelnych
Wzniosłem się nad szczyty
Opłynąłem ofiarą, pod pieczą spojrzenia Nocy
Rozpalonymi wargami spijała wasz strach
Całowała umierających
Odsyłała ich w niepamięć
Wilczą żądzą rozprułem wasze ciała
Zabrałem tchnienie
Wasze oczy zgasły wpatrzone w moją twarz
W objęciach matki Nocy, owiany ich oddechem
Pokryłem purpurą ziemię ojców
Skończyłem żniwa
Na końcu drogi waszych błagań stałem ja
Ciała rzuciłem wygłodzonym demonom lasów
Bo pluję na wasze marne istnienie
4. WŚRÓD OGNI PRAOJCÓW
Jak przez wodę ogień
Niech zgasnę dla światła
Niech nie widzi mnie
Ni zachód ni wschód
Niewidoczny niech będę
Dla boga i brata
Niezaspokojony
Zostanie mój głód
Niech sczezną drodzy
Niech ród mój wyklęty
Niech trójca zapomni
Niech nie poznam siebie
Za wolność prawdziwą
Za dęby i chwałę
Wyrzekam się martwych
Niech prowadzą mnie silni
Za wiatry i wichry
Tak wolny i szybki
Za ogień, pożogę
Co magią i domem
Za wody i fale
Cierpliwe i trwałe
Ja wieczny i żywy
Za ziemie i skałę
Za dumę i pamięć
Niechaj się stanie
5. LIKANTROPIA
Gdy noc rozpościera swe skrzydła
Czuję zew, nienazwany, nieodgadniony
Moc bladobiałego księżyca
Pompuje krew, rozsadza ciało, odbiera ludzkie zmysły
Rodzi się bestia, bestia rządna ofiary
Na nic modły, próżne błagania
Sczezną świątynie wasze
Mym gniewem w proch obrócone
Nie uchowa się nikt
Rozsiewam strach, zaszczepiam lęk
Wraz ze mną mrok kroczy, gaśnie wszelkie światło
Pełnia mym zwiastunem, nadszedł czas wilka
Czas zemsty i krwawej ciemności
6. BLASFEMIA
Zwą Cię ojcem kłamstwa, boją się Twojej prawdy
Ty, który zwiodłeś w Edenie, zaciśnij swe ciało wokół gardeł
Pragnących plugawe słowa wypuścić w przestrzeń
Zdania bez wartości, kazania utopione w kłamstwie
Twój jad z krwią żyły rozpruwa
Rozdwojony język wskazuję drogę
Będziemy grzeszyć, cudzołożyć, jaśnieć nagością
Opływać krwią i pożądaniem
My, potężni poganie drżymy od waszych spazmów
Gaśniecie w ciemności, jesteście robactwem
Nie wąż był kłamstwem i błędem, lecz wasze marne istnienie
Nie tu wasze miejsce synowie Adama
Naszą matką noc bezkresna, Ziemia
W wilgotne ramiona chowa zmarłych
Ojców, dzieci, którzy odeszli z jej żywiołem na ustach
Zabija i rodzi, tuli milczeniem, ciemnością
Palabras añadidas por czeski21 - Modificar estas palabras