
Kres : Na Krawędziach Nocy

Les paroles
1. PRZEDŚWIT
Śród złocistych promieni słońca
Tańczących w kręgu martwych liści
Płynie dziś pieśń przeszłości
I czuć zapach zaschniętej żywicy
Śród ognistych szat brzeziny
Które ścielą się na smutnych niebach
Zbyt daleko, by móc usłyszeć
Woła głos z tych dawnych lat...
Zliczasz wszystkie minione dni
Ryjesz je w korze drzewa świata
By móc wypełnić je nektarem pokuty
Gdy czas rozkwitu coraz bliższy!
Wciąż pragniesz powrócić na szlak
Nie tobie pisane było błądzić
Wśród tych nocy zwiastujących brzask
Słuchasz pieśni, których nie zna świat
Zapomnij się i poczekaj
Na wiatr, który niesie Ci wolność i sen
I choć wyschły już kręte rzeki
Ich koryta wciąż znaczą szlak
Szlakiem ich dusza tęsknie podąży
W miejsce, gdzie rzednie mgła...
Rozpędzona przez wiatr przemiany!
Rozpędzona przez światło dnia!
Lecz nim zgasną ostatnie popioły
I przykryje je kojący śnieg
Niechaj serce czeka cierpliwie
Wiosny, która niegdyś nadejdzie
2. PRZYRZECZENIE BY UBIEC ZMIERZCH
Dawniej biło tu źródło
Za dawnych dni, za czasów wiosny
Zostało po nim zimne pustkowie ...
I po cóż nam dłużej żyć?
Złóżmy śluby w cieniu tych drzew
W samym sercu tego lasu
Przyrzeczenie na wieczność
By ubiec śmierć!
Już prawie zapomnieliśmy
I zboczyliśmy ze szlaków
Znaczonych żółto-czerownymi liśćmi
Już prawie zapomnieliśmy!
Złóżmy śluby w cieniu tych drzew
W samym sercu tego lasu
Przyrzeczenie na wieczność
By ubiec śmierć!
Teraz tylko woń palonego drewna
Przypomina nam o tym, co było
Gdy mroźna mgła otula nasze serca
Wiemy, że Jesień jest blisko.
I nic, już nic nie przeszkodzi nam trwać tu wiecznie
Nikt, żaden głos
Nie zakłóci nam wiecznej pieśni
Nigdy, już nigdy
Nie ustanie ta wieczna opowieść
Nigdy, przenigdy
Nie zagaśnie nam blask wiecznego dnia
Któż mógł wiedzieć, że źródło wyschnie?
Nawet jeśli Wiosna przeminie
Źródło trwało poprzez zimy
Nie zamarzając lecz dając życie
Dzisiaj nawet rzeki już wyschły
A ogniska dawno wygasły
Któż mógł wiedzieć, że źródło wyschnie?
Nawet jeśli świat przeminie
Złóżmy śluby w cieniu tych drzew
W samym sercu tego lasu
Przyrzeczenie na wieczność
By ubiec śmierć!
Złóżmy śluby w cieniu tych dni
Tuż u źródła rzeki czasu
Przyrzeczenie na nigdy
By ubiec zmierzch
3. NA KRAWĘDZIACH NOCY
Na krawędziach nocy, gdzie czerwien łamie czerń
Odcinając się od nieba,lecz trwając wciąż pod nim
Zadając mu śmiertelny cios spośród rannych mgieł
Pnie się ku górze drzewo wszystkich dni
Na krawędziach nocy, gdzie czerwień łamie czerń
Drzewo rozsyła swe korzenie szukając pamięci
A jego gałęzie zażarcie walczą z niebem
Chcąc wydrzeć mu całą wiedzę o tym, co nadejdzie
Lecz niebo nieugięte, trwa cicho bez słowa
Żaden grom, żaden wiatr, nic nie zakłóci ciszy
Kto stracił pamięć, ten nie przewidzi już swego losu
Choćby sprzeciwił się niebu, czasu i całemu wszechświatu
I niemy spór trwa przez wieczność
Aż wieczność staje się dniem
A kiedy świta upór słabnie
Gdy światło zdaje się palić oblicze
Na krawędziach dnia, gdzie błękit łamie czerwień
Zamarł czas gdy uschło wreszcie drzewo wszystkich dni
Jego pamięć zatonęła gdzieś w spękanej ziemi
Jego przyszłość niebo zazdrośnie zatrzymało dla siebie
Dla siebie...
4. ZNIKĄD DONIKĄD
Znikąd donikąd
Poprzez kresy początków
Korzeniami do nieba
Gałęziami do ziemi
Wrastając, lecz idąc
Nie widząc, lecz czując
Umierając żyjąc
Dryfując w bezruchu
Czas jest jak rtęć
Niepodzielny i stały
Stały choć płynny
Niczym rzeka eteru
Zawieszona w bezkresie
Uwięziona w przestrzeni
Zamykająca się w okrąg
Prowadząca donikąd
Znikąd donikąd
Poprzez początki kresu
Gałęziami ku niebu
Korzeniami w głąb ziemi
Idąc, choć stojąc
Nie czując, lecz widząc
Żyjąc po śmierci
Idziemy w przeciwne strony
Czas jest jak lód
Podzielony na kry
Podzielony, choć spójny
Płynący, choć stały
Niczym zamarznięta rzeka
Uwięziona w korycie
Płynąca ku ujściu
Wypływająca
Znikąd...
Znikąd donikąd...
5. PORTRET NIEŚWIADOMOŚCI
Ktoś kiedyś rzekł, że światło jest nektarem
Sączącym się z ran nieba, spijanym przez spragnionych
Ktoś kiedyś rzekł, że ten nektar jest cykutą
Spijaną przez spragnionych, lecz spragnionych klęski.
Powiedz, co widzisz gdy światło rani oczy
Powiedz, co słyszysz gdy cisza koi uszy
Czy tego czekałeś? Czy po to dręczyłeś duszę?
Czy czekałeś światłości by móc się w niej zatracić?
I czy widziałeś jak niebo krwawi światłem?
I czy pragnąłeś skąpać się w nektarze?
I czy wiedziałeś, że światło rani duszę?
I czy pragnąłeś ranić się świadomie?
Nie ma już słów, którym można uwierzyć
Las wycięto i upadły wszystkie drzewa
A z nimi mądrość, którą pisałeś na ich korze
A ich korzenie wyrwano i spalono.
Powiedz co czujesz smakując nektar niebios
Co czuje twa dusza, gdy opuszcza ją trucizna?
I czy widziałeś jak niebo płacze światłem?
I czy pragnąłeś skąpać się w nektarze?
I czy wiedziałeś, że światło koi duszę?
I czy pragnąłeś uzdrowić swoją duszę?
Wszak cierpienie jest dumnym szlakiem
Kończącym się na skraju świata
Tam gdzie niebo tuli do snu ziemię
Tam gdzie ziemia sięga aż do nieba.
I czy widziałeś jak niebo karmi ziemię?
I czy pragnąłeś pożywić się nektarem?
I czy wiedziałeś, że nektar daje życie?
I czy pragnąłeś znowu żyć jak dawniej?
I czy poznałeś nektar, który daje niebo
I czy poczułeś, jak oczyszcza duszę?
Czy zrozumiałeś że nie mieli racji ci
Co mówili że niebo truje ziemię?
6. POGODZONY
Poprzez ciemność, ku jaśniejącej bieli!
Szukając, klucząc pośród drzew
Z których każde jest pomnikiem marzeń
Które wrosły zbyt głęboko i obumarły w koronie
Niebo wreszcie zamknęło się za murem ciszy
A może nigdy nie otworzyło bram
Każde ziarno, każdy jeden pęd
Rósł na darmo, próbując sięgnąć muru...
Poprzez ciemność, zostawiając las w tyle
Szukając, klucząc w oślepiającej jasności
Teraz wiesz, że w świetle można utonąć
Teraz wiesz, że światło bezlitośnie ukazuje cały brud
Ziemia wreszcie jak dawniej, stała się czysta
Wiatr przemiany zwiał ze ścieżki zeschłe liście
Las został w tyle, czarny mur między niebem a ziemią
A w świetle dnia wreszcie możesz ujrzeć swoją twarz
Poprzez ciemność, ku jaśniejącej bieli!
Szukając, klucząc pośród drzew
Z których każde jest pomnikiem marzeń
Które wrosły zbyt głęboko i obumarły w koronie
I niech ktoś powie
Ile osiągnął, próbując sięgnąć nieosiągalnych bram
Bram poznania
Murów wiedzy
Klęski ambicji
Śmierci marzenia
Żaden wędrowiec
Żaden myśliciel
Nie zdołał dotrzeć do kresu nieba
Wszak ziemia nigdy nie tknęła nieba
Ani za życia żadnego człowieka
7. W BIELI
(Instrumental)
paroles ajoutées par czeski21 - Modifier ces paroles
