Arkona (PL) : Imperium

Lyrics

1. SKRAJNA NIENAWIŚĆ EGOISTYCZNEJ EGZYSTENCJI

Już niedługo zapalę świece by uczcić naszą pamięć
Odeszliśmy z własnej woli
Nie chcąc żyć tak normalnie - nienormalnie
Nie chcę rzucać żalu
Płacz niech będzie rozkoszą
Nigdy nie przypomnę sobie, jakie było to życie
Ludzkość w okowach obowiązku
Niezdolna do wyboru, zdana na łaskę ideałów
Ludzkość ukrzyżowana
A ja byłem wolny, byłem Piotrem
Który trzykrotnie wyparł się Chrystusa!
Nie ufam nikomu, każdy jest samotnikiem
Za życia i po śmierci
Skrajna nienawiść ogarnia mój umysł
W egoistycznej egzystencji
Odchodzę w nicość, obracam się w niebyt
Rozpływam i rozpadam się
Ujrzałem marność wiary
Odchodzę w niematerialną rzeczywistość
Nie chcę o tym myśleć, zostawiłem cierpienia
Nie tak miały boleć, ukryte w sercu marzenia
Złudne obietnice i nadzieje, powtarzane od wieków
Okłamały nasze dzieje
Ja mam dość, odchodzę, spadam w przepaść!


2. EPIDEMIA ROZCZAROWANIA I NĘDZA DUCHOWA

Zabili wszystkie uczucia
Zabrali radość życia
Dałem się na to nabrać
A teraz została pustka
Chcę powrócić, a już nie mogę
Kolory straciły barwy
Smutek pochłonął każdą myśl
Sen zapomnienia - radość istnienia
Nie wierzyć w nic!
Tylko ciągle uciekać
Przed własną słabością
I milczeć bez wiary
Słowa symbole, egoizm zgubi
A czas zabije każdego z nas
Zbyt krótko, zbyt słabo
Czujemy życie bez winy i woli
Niech z Tobą będzie inaczej
Spraw w sercu ogień
By płonął wiecznie
By nie zgasł wcale
Nędza! Duchowa!
Nagrody nie ma, kara nie istnieje
Sam sobie tylko kopiesz mogiłę
Zbyt szybko, zbyt głęboko
Zamkną Cię w trumnie, proch w proch
Wtedy poczujesz jak było blisko
Bo było lepiej, wtedy zobaczysz
Co mogłeś mieć, a co straciłeś
Odkryjesz prawdę, ocenisz los
Epidemia rozczarowania i nędza duchowa
Fałszywie łakną łono Twoich myśli
Nie daj się złapać!!!
Nie daj się nabrać!!!
Nie daj się!!!


3. KAŻDY LOS TO CIEŃ

Zmienia się kolej rzeczy, nić losu coraz dłuższa
Każdy los to cień w drodze bez czasu
Szuka samego siebie, jest kulą u nogi
Prawda jest tak okrutna
Gdy brak w niej życia, każdy dzień to cień
Zmienia obrazy, szuka wyobraźni
Prowadzi w przestworza, nie myśl tak jak ja
Ale zrobisz tak prędzej czy później
Całkowita negacja wyznacza mi drogę
Zrzuciłem ciężar wartości
Nie mam granic, wierzę w moc trwania
Wierzę w moc tworzenia
Prawda jest fałszem, gdy brak w niej wiary
Prawda jest taka iż nikt nie jest pionkiem
Od początku do końca tworzymy własne życie
Myśli rodzą wydarzenia, są łonem naszego świata
Kreują nasz los
Przypadek to przeznaczenie
Wszystko to nic, a nic to wszystko
Wiem jak trudno wybierać, wiem jak ciężko żyć
Nie uciekaj zbyt daleko
Bo zerwiesz nić...


4. JESIENNE CIENIE CZEKAJĄCE NA KOLEJNĄ REINKARNACJĘ

Jesienne cienie
W sercu masz strach i niepokój
W duszy nienasycone dreszcze
W każdym płonącym spojrzeniu
Chłód i zimno jak jesienne deszcze
W ciele zarodnia zarazy jest już tak dojrzała
Nie masz siły na taką zdradę za grzechy marnej skazy
Świat wiecznej zguby pożera mnie jak oszalały
Dzwony biją ostatnią z ostatnich chwil
Jesienne cienie
Za mroczna przystań w nocy słabo widoczna
Kieruje losem naszego dzieła
Tak samo giniesz w tym samym czasie
To tylko gra o siebie, o własne myśli
Egoistyczny proces przetrwania
Egoizm zwycięży
Nigdy nie myśl, że potem już nic
Egoizm! Bo król każe ściąć, sprawiedliwie Cię osądzi
To Twoja walka w przyjaźni
I król Twym sługą jest, a potem krok w czary
Chwilami widzę jak we mgle
Balsamy piękna i brzydoty
Te koszmary, te wyraźne kontury
Widzę patrzę na to bez ochoty
Topnieje śnieg a woda rzeźbi
Ołtarze życia na martwej ziemi
Odchodzi lato, powraca chłód
Zanika radość, wiruje ziąb
Chwilami krwią obmarzną ręce
A karty zmienią obraz przyszłości
Topnieje miłość, wraca potępienie
Jesienne cienie budzą się do życia
Cmentarze zasypał biały śnieg
A ci którzy tu są, już dawno ich nie ma


5. WŚCIEKŁOŚĆ KTÓRA NADCHODZI

Nie wierzę w ideały, nie wierzę w prawdę
Martwa i dogmatyczna, zamknięta fałszem
Nienawidzę ślepoty, naiwności i głupoty
Nienawidzę nędzy
Która jest w Twoim mózgu, w Twoim pustym mózgu!
Wściekłość, która tu jest
Podniecenie nie mające końca
Wściekłość, która nadchodzi
Sens mojego istnienia
Nie wierzę w to czego nigdy nie będzie
Nie wierzę słowom, nienawidzę pewności
Pierdolę doktryny, normy postępowania
Walczę o prawa zakazane przez Nazareńczyków!
Pierdolę doktryny, normy i ideały
Walczę o prawa wolnej świadomości i milczenia
Bita i kopana, kopana bez przerwy
Powoli i dokładnie zabijana bez litości
Twoja egzystencja, Twoja rzeczywistość
Twoja świadomość, cały Ty
Ty smutny człowieku! Bóg to narkotyk
Daje nadzieję
Nic nie daje!
Nie mogę tak żyć, nie umiem w to wierzyć
Znam tylko wolność pomiędzy dobrem a złem


6. PLUJĘ NA TWĄ MARNOŚĆ PSIE!

Czyham na Ciebie, czuwam nad umarłym
Oddechem z czeluści śmierci

Pluję na Twą marność psie!
Pluję na Twą nicość psie!
Pluję na Twą wiarę psie!
Pluję na Twą wieczność psie!

Nie chcę, abyś był nawet w moich myślach!
Dorwę Cię i opętam, duszę i ciało

Pluję na Twą marność psie!
Pluję na Twą nicość psie!
Pluję na Twą wiarę psie!
Pluję na Twą wieczność psie!

Cała Twoja wolność jest gówno warta
Nikt Cię nie ujrzy, bo nikt Cię nie wykopie
Zginiesz w spokoju, abyś spoczywał wiecznie
Leżąc bez prawa śmierci, nie gotowy by umrzeć
Nadchodzi czarna mgła, by zatopić Twój egoizm
Zakopany tak głęboko, nikt nie ożywi Twego ciała
Opuszczony przez gwiazdy, nie wierzyłeś w ich znaki
Bogowie tylko straszyli, okłamali Twój umysł
Zaklinam Twoją nicość, Twoje puste podstawy
Niewolniczej wiary panującej od wieków
Już niedługo czas, musi zatrzymać się
Dla kłamstw i ograniczenia
Umieraj tylko świadomie!
Wskrzeszam dla Ciebie prawa zakazane
Zatopione w czeluści dogmatu ukrytej niewoli

Pluję na Twą marność psie!
Pluję na Twą nicość psie!
Pluję na Twą wiarę psie!
Pluję na Twą wieczność psie!

To ci się należy za to,
Że spojrzałeś komuś w oczy
W moje oczy!

Pluję na Twą marność psie!
Pluję na Twą nicość psie!
Pluję na Twą wiarę psie!
Pluję na Twą wieczność psie!

Że spojrzałeś komuś w oczy
W moje oczy!

Pluję na Twą marność psie!
Pluję na Twą nicość psie!
Pluję na Twą wiarę psie!
Pluję na Twą wieczność psie!


7. POGARDA DLA WROGÓW IMPERIUM WSZECHMOCY

(Instrumental)


8. DŁUGA CIĘŻKA ZIMA

Śnię o mroźnych latach zatraconych w czasie
Sen głęboką wizją w uśpionych tysiącleciach
Lustra pełne krawędzi - stopione jak szkło
Bez formy w harmonii, głębia w jasnym blasku

Wicher rzeźbi rysy na twarzy
A ciemne chmury są w nieświętym sercu
Jak długa zima, tak walka o życie
Jak ciemny świat, tak mniej światłości

Noc domem milczenia, ciemnia dotyka losu
Księżyc przetapia szkło, daje światłość nadziei
A grzeszny pielgrzym szybuje w galaktyce
A lustra nic nie widzą, wszystko stoi w miejscu

Wicher rzeźbi rysy na twarzy
A ciemne chmury są w nieświętym sercu
Jak długa zima, tak walka o życie
Jak ciemny świat, tak mniej światłości

Królestwo poznania jest już niedostępne
A grzesznik mknie przez lata świetlne
I cierpią te serca, a słońce nie żyje
Cała światłość umiera, radość schodzi i zguby nabiera...


9. W WIECZNEJ ZEMŚCIE POGAŃSKICH BOGÓW

(No lyrics available)

lyrics added by zuuldevil - Modify this lyrics